Koncert z cyklu „Muzyka między niebem a ziemią” z udziałem Zbigniewa Wodeckiego odbył się 9 lipca w auli kobylogórskiego gimnazjum (pierwotnie miał się odbyć pod Krzyżem Milenijnym, jednak kapryśna pogoda pokrzyżowała te plany). Przyjazd artysty zgromadził rzesz jego wiernych fanów, a nam dał okazję do przeprowadzenia rozmowy.
Czy miał pan możliwość obejrzenia miejsca, w którym miał być ten koncert? Otwarta przestrzeń pod Krzyżem Milenijnym, o którym pani Alicja Majewska powiedziała po swym koncercie: „Tutaj musi przyjechać Wodecki, poinformuję go o tym cudownym miejscu”.
Nie, niestety nie miałem okazji poznać tego miejsca. Po prostu brak czasu. Przyjechałem później, niż planowałem, przyczyniły się do tego różne przeszkody i korki. Spieszyłem się do państwa na tę salę, żeby zdążyć. Zostajemy w hotelu na drugi dzień i być może organizator zdąży pokazać mi to miejsce. A co do Alicji, nie przekazała mi nic na temat opisanego przez pana miejsca. Wie pan, i ona i ja oraz inni artyści mają tyle na głowie, pewnie zapomniała. Ale wierzę panu, że to miejsce jest piękne.
Open’er Festival 2016. Wodecki, elegancki showman – był wyluzowany i uśmiechnięty. Na koncercie nie zabrakło partii trąbki w jego wykonaniu, jak i skrzypiec (z kawałkami improwizacji i fortepianu). Wykonanie całego koncertu było perfekcyjne. Co pan sądzi, bo myślę, że słyszy pan takie słowa często?
Tak, przyznaję. Nie po to tak dużo się uczyłem, jestem muzykiem, bo, jak mówi się, śpiewać każdy może. Nauczyłem się grać, więc nie mogę być nieperfekcyjny, bo bym się wstydził wyjść na scenę. Natomiast jak mówiłem, śpiewać każdy może i tak się dzieje. Prawdziwie dużych talentów, samouków, cudownych dzieci jest bardzo mało. Dzieje się zasyp takich osób, szczególnie młodych, bo cudowny internet sprzyja temu, jednak prawdziwe zjawiska i brylanty niełatwo wśród nich odnaleźć.
Co pan właściwie robił na tym Open’erze?
Dobre pytanie, bo na czasie. O nowościach. Jeśli się zastanowię, co Zbigniew Wodecki robi na Open’erze, to wyjaśnienie jest jedno. Cztery laty temu pierwszą moją płytę, którą zatytułowano po prostu „Zbigniew Wodecki”, z 1976 r., gdzieś cudownie odnalazł i zainteresował się zespół Mitch & Mitch. Była to moja debiutancka płyta, na której są piękne i jazzujące ballady. Okazało się nagle, że robi się głośno, nagrody. Po czterdziestu latach zrobiło się ponownie głośno. Ja o niej zapomniałem i, powiem szczerze, bałem się ich śpiewać. No i stało się. Ja pamiętam najbardziej publiczność, która głośno skandowała: Zbyszek, Zbyszek! Było to miłe i wzruszające. Pamiętam, że duża część ludzi pod sceną domagała się „Pszczółki Mai”, to jednak tego szlagieru nie zaśpiewałem, bo i ranga tego koncertu była inna. Zaśpiewaliśmy jednak razem tradycyjny już na koncercie Mitchów „Na-na-na-na”.
Był pan gospodarzem programów telewizyjnych: „Droga do gwiazd”, „Taniec z gwiazdami”. Czy to jest trudniejsze, niż śpiewanie?
Nie. To jest zupełnie inna rzecz. Dla mnie jest trudniejsze, bo ja śpiewam i gram. Natomiast gadać nie umiem i nie lubię. Oceniać innych tym bardziej. Zgodziłem się tylko dlatego, że miałem oceniać taniec, na którym się trochę znam. Miałem natomiast kilka propozycji na bycie w składzie jury szukających talentów muzycznych, i na to się nie zgadzałem. Uważam, że byłbym zbyt merytoryczny i mógłbym kogoś skrzywdzić. a tym bardziej pocieszać, jak to robię w tańcu. Na muzyce i śpiewie się znam i wierzcie mi, wtedy pocieszanie piosenkarza czy zespołu, który gra lub źle śpiewa, przeze mnie byłoby nie na miejscu, byłoby kłamstwem. Nie potrafiłbym tego robić, zresztą po co.
Wypowiedział się pan kiedyś tak: „Bycie gwiazdą to przechlapane. Każdy chce odnieść sukces. I to już do końca życia trzyma. Można wyjść z gorzały, można wyjść z narkotyków, ale z głodu popularności jest bardzo ciężko”. Czy nie zmienił pan zdania?
Prawda. Nadal. Trzeba mieć bardzo dużą odporność psychiczną. Dużo umieć, żeby wiedzieć, czego się nie umie. Najgorsi są ci, co zrobią szkołę muzyczną pierwszego stopnia i uważają, że są najlepsi. My mieliśmy gigantów, autorów książek i wykładowców, jak Skobyszewski, Weber, oni mnie tyle nauczyli, że ja wiem, czego nie wiem. I trzeba mieć skromność w sobie, samemu wiedzieć, kim jestem. Nie jest to łatwe, gdzie dzisiaj jedno przypadkowe pokazanie w telewizji tworzy coś, lub uderza jak grom, i pozostaje na wieki w tym kimś.
Powiedział pan, że wolałby nie mieć włosów. Dlaczego?
Nie wiem, dlaczego wszyscy czepiają się moich włosów. Fakt, jestem przez nie rozpoznawalny. Wie pan, gdybym ich nie miał, byłoby mi łatwiej z ich pielęgnacją. Miłe jest dla mnie, że to szczególnie panie wypytują mnie o nie i twierdzą, że jest mi w nich dobrze. A kobiety na tym się znają, więc im wierzę.
Przeczytałem, że Zbigniew Wodecki chwalił się zażywaniem narkotyków, jak marihuana…
Nie, bez przesady, nie zażywałem. Spróbowałem, ot tak. Trzeba wiedzieć, mogę się wtedy sparzyć i zobaczyć – to jest złe, o co w tym chodzi. Alkohol i papierosy używam jak większość ludzi mądrych, czyli okazjonalnie. Staram się ich unikać, ale nieraz trzeba. Poza tym nie jestem młody i po większych ilościach cierpię jak większość, a przy moim trybie pracy, wielu koncertach byłoby to niepoważne. No i nie mogę zawieść swojej publiczności. Szacunku dla ludzi nauczono mnie od małego i to jest we mnie.
Chciałbym zapytać o pana córki. Powiedział pan, że wszystkie pana dzieci chodziły do szkoły muzycznej, czego nie może pan sobie darować, bo ten zawód wymaga nie dość, że dużo pracy, ale i palca Pana Boga. I jeszcze trzeba mieć hopla.
Tak, to są dorośli ludzie. Fakt, nie zawsze miały same chęć, katowałem je muzyką i właściwie katuję wszystkie moje dzieci muzyką. To już czterdzieści lat. Świat muzyka to też świat zamknięty. Ci ludzie, którym ja chciałem zaimponować, już wymarli, a ci co żyją, mają ponad 50 kg więcej lub są bez włosów (śmiech).Więc chciałem mieć muzyczne dzieci. Teraz dla mnie ten cykl jest już zamknięty.
Ja osobiście, oprócz wielu pana piosenek, lubię tę: „Lubię wracać tam, gdzie byłem”. Czy pamięta pan, jak powstała?
Ja napisałem muzykę. Udało się namówić naszego geniusza – Wojtka Młynarskiego. Pięknie napisał do tej muzyki tekst, co jest zawsze trudniejsze. Ja zawsze wspominam, że ja bym do jego tekstu nie napisał tak pięknie jak on. Coś cudownego, to jest jedna całość, nierozerwalna. Tak to nazwałem go geniuszem.
Proszę o słów kilka dla naszych czytelników.
Kochani, powiedzieć wam chcę, że sztuka jest piękną rzeczą. W tym malarstwo, rzeźba, i to trzeba znać. Polecam słuchać muzyki, żeby się na niej znać. Muzyka nie służy tylko do zabawy, ale do słuchania, dawania radości, rozwijania wyobraźni. Weźcie muzykę Bacha, Paganiniego. Zobaczcie, ile w niej jest jazzu, ile swingu. Ta prawdziwa muzyka istnieje, słuchajcie ją, a poprawi się wasz wachlarz zmysłowy. I będzie się wam przyjemniej żyć. Trzeba mieć pasje, jeżeli jej nie masz – jest się tumanem i tyle. Dziękuję za takie serdeczne przyjęcie.
rozmawiał: Wiesław Kaczmarek